12 Jul 2017by ola
Marek Bochniarz: Raw Light: it goes without sayin
Niezgrabnością byłem, a oni wymyślili, że ze sztuczek.
Dominuje ma lewa strona, a oni upierają się, że prawicy używam.
Życie dziś jednym tylko: na myśl o odejściu opada mię rozpacz.
Widzę wiele okazji do zabaw, lecz nigdzie nie wychodzę.
Przyjdź śmierci niosąca równowagę, przywróć nam właściwe miejsce.
Lękam się trwożyć mego anioła, bo nieczysto zgrana sztuka wypisana mi na twarzy.(Jean Cocteau, „Tempest of Stars. Selected Poems”)
W „Raw Light” – tour de force, utkanym z półwidzenia antyspektaklu – Anna Nowicka neguje wszystkie utarte cechy czasoprzestrzeni teatralnej. Paradoksalnie jednak uaktywnia, czy wręcz angażuje w nas pierwotne lęki i pragnienia, które zawsze towarzyszyły człowiekowi konstruującemu ramy przedstawienia. Powracamy do źródeł (afektów?), z których wyrosła potrzeba tworzenia fikcyjnych przestrzeni obłaskawiających chropowatości i absurdy codzienności.
Jak określa stan przekroczenia okowów ciała Bonnie Buckner, jedna z nauczycielek Nowickiej:
Jakże potężna jest wiedza, iż dusza i ciało są jednym, że komunikują się ze światem fizycznym, miast przeżywać kruchość i podatność na siły zewnętrzne! Tworzą tym samym [w nas] stan energii, jak i poczucie odpowiedzialności. Jeśli chcę czuć się dobrze – uciekając od choroby fizycznej czy meandrów emocji i zdarzeń – muszę zaakceptować swą rolę w relacjach [ze światem] i odpowiedzieć na nie, by wytworzyć pożądane zmiany („Dream Your Self into Being”).
W spektaklach „Stany wyśnione” i „Raw Light” zostaje zaakcentowane ścisłe współistnienie świadomości jawy i absurdalnych, alogicznych wyobrażeń ze snu (nie działających na zasadzie sąsiedztwa i antynomii, jak zwykło się ujmować tę relację):
W Szkole Wyobraźni [do której uczęszcza Nowicka] zakłada się, że te dwa stany świadomości, te dwa rodzaje bycia cały czas się przeplatają. Gdy rozmawiamy, to zarazem śnimy. Proces intuicji, odczuć płynących z ciała i wyobrażeń, które są związane z przyszłością, z doświadczeniami z przeszłości, i z wyobrażeniami obecnymi – towarzyszy świadomemu myśleniu, konceptom i teoriom. Te dwa poziomy przenikają się we śnie. Gdy proces logiczny zasypia – zaczyna komponować się w formie snu.
Spektakl śniony: brak początku i końca
Stałam z nieznanymi mi ludźmi w przestrzeni, która wyglądała zupełnie tak jak ta tutaj. I wtedy przyszedł ktoś, i myślałam, że to byłam ja, ale zdałam sobie sprawę, że to nie mogłam być ja, bo na to patrzę. (Anna Nowicka, „Stany wyśnione”)
W filmie-performansie wychudłego ciała Silvii Calderoni „Legenda Kaspara Hausera” Davide Manuli przekonywał, że w postsekularnym świecie wyjątkowe przeżycie mszy zastępowane jest przez set DJ-ski – on może sprawiać, że popadamy w trans trochę już zapomnianych poruszeń ciała. W przestrzeni scenicznej Nowicka proponuje zatarcie dualizmu życia, rozpisanego przez nas na logiczność jawy i paradoksalność snu. Jej „śnione” spektakle co prawda mają początek i koniec, ale granice między nimi a rzeczywistością pozasceniczną są zaskakująco płynne. Jak do tego doszła?
Otóż Nowicka manipuluje konwencją. Wiadomo, jak działa ona na co dzień: przychodzimy do teatru, siadamy na swoim miejscu i czekamy, aż zgasną światła. Potem oglądamy spektakl, światła zapalają się, następują brawa i wychodzimy ukontentowani, że schematycznemu rytuałowi stało się zadość.
Polska performerka proponuje zatarcie różnic pomiędzy czasem świata doczesnego i momentem wyjątkowym przedstawienia. Na salę wprowadzają nas jej asystenci, bo światło już zawczasu zostało zgaszone, a zapalone zostać może równie dobrze w połowie spektaklu („Stany wyśnione”) lub stopniowo rosnąć w swej mocy, wypychając nas ku sobie („Raw Light”). Czujemy, że zawsze jesteśmy spóźnieni na jej spektakle – albo że wizytujemy stan, który trwał długo przed naszymi odwiedzinami i będzie postępował długo po tym, gdy opuścimy salę.
Przestrzeń teatru a percepcja wzrokowa
Każdy wiersz to osnowa z ramion, co wymaga rozsupłania.
(Jean Cocteau, introdukcja do filmu „Krew poety”)
Wirtuozeria Nowickiej nie wynika wcale z maestrii opanowania ciała, a raczej z tego, jak precyzyjnie można zmienić postrzeganie przez widza działań scenicznych, wyostrzając jego zmysły. W „Stanach wyśnionych” najciekawsze są te momenty, których nie widzimy, a jedynie słyszymy (w związku z tym, że tancerze poruszają się wokół widowni, niosąc ze sobą mobilne głośniki – przez co po ciemku doznajemy prawdziwego zawrotu głowy).
Pozornie banalnie prosta mechanika „Raw Light” opiera się na działaniach na granicy postrzegania wzrokowego. Nowicka udowadnia trudną do przecenienia wartość fizycznej obecności widza w spektaklu w przeciwieństwie do zapośredniczonej i niedoskonałej względem zmysłu wzroku projekcji filmowej.
Jak to ujął Martin Freeman w kontekście operacji fotograficznych:
Kiedy słońce już zajdzie, to nawet jeżeli udało się wam zrobić zdjęcie, jakie chcieliście, nie przestawajcie fotografować, dopóki jest jeszcze odrobina światła. Robienie zdjęć o zachodzie słońca może być bardzo ekscytujące i tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy światło znika na dobre. Możecie myśleć, że to już koniec, kiedy nagle zobaczycie wschodzący księżyc w pełni i otworzą się przed wami zupełnie nowe możliwości.
Jednak aparat fotograficzny i kamera filmowa są pozbawione zdolności przystosowawczych oka ludzkiego. Aby zrobić zdjęcie „prawie po ciemku”, potrzebny jest długi czas naświetlania – ale filmu w ten sposób już nakręcić się nie da. Wyjaśnienie jest proste: gdy ludzki zmysł wzroku przyzwyczaja się do małej ilości światła, maszyna przyzwyczaić się nie może przez ograniczające ją z założenia parametry jasności obiektywu, czasu naświetlania i tak dalej.
Nasze patrzenie jest względne. W „Raw Light” naszym udziałem staje się zatem postrzeganie tego, czego nie uchwyci żadna maszyna i co jest możliwe tylko w scenicznym „tu i teraz”. Nowicka, w warunkach granicznych dla adaptacji oka widza, wprawia swe ciało w precyzyjną serię poruszeń i drgań, które ze względu na niedostatek światła sprawiają wrażenie rozmytych i efemerycznych.
Poza religijnymi dogmatami
Ciało artystki staje się przekaźnikiem nerwowego drgania, które wyłania się z mroku i ulega stopniowemu wyostrzeniu i klarowności w ospale rosnącej mocy światła. Ten proces jest tak drobiazgowo przygotowany i tak fizjologiczny, że staje się udziałem widza, który wraz z Nowicką wyrusza w podróż po różnych wyobrażeniach, z którymi Tancerka wchodzi w dialog.
Mamy tu więc do czynienia z namiastką czy też ekwiwalentem grupowego przeżycia. Stykamy się z aktem fizjologicznym – objaśnieniem mechaniki snu, które umyka klarownemu opisowi w formie tekstu. Przy tym Nowickiej w tym przekroczeniu postrzegania binarnej rzeczywistości wystarcza zgoła niewiele czynników (choć bacznie kontrolowanych), których liczba jest niewspółmierna do potocznego wyobrażenia o marzeniu sennym jako horror vacuiwyobraźni i sprzątaniu bałaganu świadomości przed podświadomość. Jak wyjaśnia Nowicka:
„Praca jest nad tym, aby umysł był w stanie obserwować – zobaczyć, co się dzieje. Zauważyć, że się w tym momencie śni. Żeby ten umysł obudzić. Wiem, że ta praca z wyobrażeniami jest dla mnie niesamowicie ważna. Mam wrażenie, że otwiera nowy sposób patrzenia, postrzegania rzeczywistości – i postrzegania mojego działania w tej rzeczywistości”.
Nowicka w „Stanach wyśnionych” kontroluje działania swoich tancerzy i wzrokiem pełnym wzruszenia pyta nas o to, czy przekraczamy z nią Rubikon pozornych postrzeżeń, przenikając do sennych metafor. Z kolei w „Raw Light” artystka wciąga nas w kameralny taniec światła i mroku – fizjologiczny w odczuciu, a intelektualny względem potencjału, który ze sobą niesie. To znacznie więcej niż gminne wyobrażenie o świadomym śnieniu, którym uleczymy się z chorób niedoskonałości. To bardziej lekcja widzenia – trochę jak ta, którą przeprowadzili w renesansie orędownicy perspektywy zbieżnej.
Podejście Nowickiej do snów i teatru charakteryzuje też brak jednoznacznej pewności, nieobecność dogmatów w jej przedstawieniach. To zachęcające otwarcie na widza, na jego – choćby i bardzo szalone – interpretacje czy luźne skojarzenia, które przyjdą mu do głowy po spektaklu:
„W tym podejściu widzi się, że nie ma jednego rozwiązania, jednej odpowiedzi. Nie mam odpowiedzi na świat, na rzeczywistość. Dostrzegam potencjał wielowarstwowości, interakcji między tymi warstwami i komponowania, które nie jest linearne, a bardziej poetyckie”.
Ten brak ciągów przyczynowo-skutkowych powoduje, że „Raw Light” nie powinno się czytać od początku – a raczej od momentu, gdy w nim naprawdę fizycznie ugrzęźniemy i będziemy starali się wybrnąć z zagadki tańca Anny Nowickiej.